Tak mniej więcej wygląda każda moja próba napisania czegokolwiek dłuższego niż dwie linijki.
Bo kot, bo dzieci, bo praca, bo zanim skończę pisać koniec już mi się nie podoba początek....
A jak już mi się nie podoba to co napisałem, to co dopiero powiedzą potencjalni czytelnicy ?
Ale jest druga strona medalu, w gruncie rzeczy nie obawiam się aż tak bardzo tego co napiszę i nawet okażę się, że popełniłem totalnego gniota, to bardziej szkoda mi tego czego nie napisałem a mogłem.
Jak mawia staropolskie przysłowie "lepiej grzeszyć i żałować, niż żałować, że się nie zgrzeszyło" , czy jakoś tak, przyznam nigdy nie byłem mocny w ludowych przysłowiach, nawiasem mówiąc przysłowia są trzecią rzeczą których nie lubię, a pozostałe dwie to chamstwo i góralska muzyka ;)
Trzecią stroną medalu jest to, że troszkę czytam twórczości innych i na prawdę wierzę, że śpiewać i pisać jednak każdy może, jeden lepiej drugi trochę gorzej, ale przecież nie o to chodzi jak co komu wychodzi. Ci co piszą teksty zgrabne , z polotem często udzielają się rzadko, a ci których twórczość
zaliczyć można do zdecydowanie niższych lotów robią to z częstotliwością odwrotnie proporcjonalną do ich jakości. Może gdybym skończył polonistykę, wszystko wyglądało by inaczej.........
Dobra już kończę, bo po pierwsze późno, a po drugie zaraz przestanie mi się jeszcze bardziej podobać to co już napisałem i tekst trafi wraz ze wszystkimi poprzednimi do krainy wiecznych łowów dla postów
poddanych samokrytyce ;)
Pozdrawiam Was gorąco :)
Ps.
Dla zainteresowanych wklejam całość wiersza Koterskiego z "Dnia świra" :
OPIS OBRAZU — PORTRETU NIEDOSZŁYCH MAŁŻONKÓW — NIESZCZĘSNEGO KRÓLA JAKUBA I PIĘKNEJ FELICYTY
Pośród ogrodu siedzi oblubieńców para;
za nimi tło różowe kolor łagodności,
Na dłoniach - z łez odlana - biżuteria stara
przed nimi – dołem - rosną drzewa kolorowe
o liściach fioletowych, szkarłatnych, błękitnych…
Pośród ogrodu siedzi oblubieńców para.
i twarze do uśmiechu widać nienawykłe;
na głowach - dumnych smutkiem - korony miłości…
Stąd - w górze - są dwa domki, miast jednego dworu
Pośród ogrodów siedzi... lecz chociaż są parą
- nie siedzą razem: trony ich stoją osobno.
- drzewami oddzielone i już nie tak zdobne…
(najsilniejsze — czerń włosów, czerwień szarawarów)
Pośród ogrodu siedzi ta królewska para:
król niżej, lecz - choć piękny - nie ma dobrej twarzy;
nie patrzeć na swe buty - zielone, jak drzewa,
patrzy przed siebie, dłonie na kolanach złożył.
Zda się nie widzieć swego przepięknego tronu,
na pończochy swe - w pasy niebiesko-czerwone,
- mleka, róży i złota, a tron - w nenufarach;
na rój złotych guzików... Patrzy bez uśmiechu.
Pośród ogrodu siedzi ta królewska para:
królowa bardziej w głębi i w kolorach innych
również oczu niebieskość - nie tak, jak u króla.
Ona patrzy przed siebie, chociaż - gdyby chciała
Siedzi niżej drzew rzędu: stąd - choć w krąg różowo
- jasność barw stroju gaszą cieniste fiolety;
kolory ulubione, lecz smutne niestety
i głębsze. Szczupłe palce zaplotła nerwowo…
- mogłaby dostrzec króla plecy przygarbione…
- i szczęście, co w ich oczach rozbłysło na chwilkę...
On - niebaczny na stroje, ogród i znużenie
- z oczu ludzkich wygląda tego, co jest za nim…
Jest jeszcze w tym obrazie zwykłych rzeczy kilka:
miłość, zazdrość, cierpienie - wszystko jak świat stare
Pośród ogrodu siedzi ta królewska para...